poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 2: Głupota vs. Ogórki kiszone

"Niektórzy ludzie są o sobie
tak dobrego zdania, że 
zakochaliby się w sobie, gdyby nie byli
heteroseksualni, oczywiście."
Andrzej Majewski 
Siedząc na obrotowym krzesełku w jednym z Bradford'skich supermarketów typu express, kręciłam się w kółko i z nudów liczyłam pajęczyny na suficie. Słysząc dzwonek, który ktoś nie mądry powiesił przy drzwiach, poprawiłam się na krześle i przybierając mniej znudzony wyraz twarzy, spojrzałam w kierunku wejścia, gdzie przy dziale ze słodyczami stał Liam Payne z One Direction. Pewnie teraz powinnam krzyczeć i piszczeć a'la dziewczyna z horroru połączona z bardzo dobrym orgazmem, ale po co od razu się podniecać, jak to tylko mój pieprzony sąsiad z One pieprzonego Direction. Oj coś dużo ostatnio pieprzę. Śmiejąc się cicho z własnej głupoty, poprawiłam sklepowy uniform i załączając uśpiony system, czekałam aż będę mogła odesłać kolejnego klienta z jakże zacnym paragonem w ręku i mniejszą ilością gotówki w portfelu. 
- Louise? - zapytał zaskoczony Liam, podchodząc do kasy z koszykiem pełnym słodyczy. No tak nie ma to jak super sława, tej krzykliwej kasjerki, na którą wczoraj szef darł (brzydko mówiąc) ryja.
- Możliwe - powiedziałam poważnie, aby za moment już pochwalić się pełnym uzębieniem w uśmiechu.
- Nie wiedziałem, że jeszcze tu pracujesz - mrugając mi porozumiewawczo, przypomniał mi o upomnieniu jakie zaserwował mi szef, kiedy dowiedział się, że skrzyczałam sławne 1D.
- Nie przeginaj pałki Liaś - powiedziałam słodko, mrugając oczami, jakby ktoś podpiął mnie co najmniej do mocnego paralizatora.
- Słodka Lou w twoim towarzystwie nie śmiałbym - zaśmiał się cicho, wykładając na taśmę swoje zakupy, które zaczęłam powoli nabijać na kasę,
- Jasne, jasne a Katy Perry jest transwestytą - przewracając oczami, spojrzałam na chłopaka spod oka i widząc jego coraz szerszy uśmiech, sama zaczęłam się cicho śmiać.
- To by było dziwne  - powiedział po chwili, na co ja zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
- Zwłaszcza, że większość męskiej populacji ma erotyczne sny z jej udziałem - powiedziałam poważnie, co odbiło się kolejną falą śmiechu - 13,22 poproszę - wymamrotałam między salwami śmiechu.
- Miło było  - salutując mi chłopak, odebrał swoje reszty i zabierając zakupy wyszedł ze sklepu, sprawiając tym samym, że znów zaczęłam się nudzić.
***
Wychodząc z pracy podłączyłam słuchawki pod telefon i kierując się do przedszkola Theo, przyspieszyłam kroku. Będąc już prawie przy samym budynku, gdzie mieściło się przedszkole chłopczyka, odpięłam słuchawki i wsadzając je do kieszeni czarnych spodni, które miałam na sobie, dziarskim krokiem weszłam do budynku i olewając jak zawsze dziwne spojrzenia posyłane w moją stronę, weszłam prosto do sali Theodora, gdzie kiedy tylko mnie młody zobaczył to pisnął głośno i przybiegł do mnie mocno się przytulając.
- Idziemy do domu? - zapytałam z uśmiechem.
- Idziemy - krzyknął wesoło, wbiegając na moment do sali, aby zabrać swojego misia - Do widzenia - pożegnał się grzecznie szatyn.
- Do widzenia - odpowiedziała przedszkolanka posyłając mi uśmiech.
- Do widzenia - uśmiechając się ruszyłam do chłopczyka, który sam zaczął zmieniać buty.
***
- Luke idź otwórz - powiedziałam leniwie do Blondyna, który malował z Theo malowanki.
- A ty dlaczego nie możesz? - zapytał, unosząc jedną z brwi do góry.
- Bo jestem kobietą - powiedziałam poważnie, poprawiając swoje rozłożone ciało na kanapie.
- Chyba leniwcem - wystawiając mi język, uniknął lecącej w jego stronę poduszki i chcąc nie chcąc poszedł otworzyć drzwi, przez które zaraz weszła banda oszołomów, która jak jeden mąż stanęli w salonie i zaczęli się przyglądać to na moje zwłoki na kanapie to na Theo, który patrzył na nich szeroko otwartymi, zielonymi oczami. 
- A to co wybieg dla modelek? - zapytałam zaskoczona, unosząc jedną brew do góry.
- Louise - uśmiechnął się szeroko Liam - Jak tam, co tam? - zapytał wesoło, podchodząc do mnie po czym unosząc moje nogi do góry, siadł na kanapie i położył je sobie na kolanach.
- Nie za wygodnie ci? - zapytałam nadal będąc w ciężkim szoku.
- Oj no Misiu nie udawaj niedostępnej - błyskając w moją stronę białymi zębami, wybuchnął głośnym śmiechem na widok miny chłopaków.
- Krzykliwa kasjerka z supermarketu? - zapytał Niall, krzyżując ręce na piersi.
- Irlandzki chłopak z fałszywymi blond włosami? - zapytałam takim samym tonem co chłopak - I chyba jestem sławna, bo z tego co pamiętam w sklepie cię wczoraj nie było, bo bałamuciłeś w kawiarni Bells - wystawiając w jego stronę język, zabrałam nogi z Liama i siadając jak człowiek spojrzałam na każdego z osoba.
- Dlaczego się tak na nas patrzysz? - zapytał Louis, chowając się za Harrym.
- Bo mam wielkie oczy - przewracając oczami, spojrzałam na Theo, który olewając chłopców wrócił do malowania - A tak na serio, co was do nas sprowadza?
- Chcę zapoznać Is z chłopakami - powiedział Niall, uśmiechając się tajmniczo, Oho ktoś tu się nam w Isabelle podkochuuuuje. Aww jak uroczo, rzygam tęczom i ......
- Zakochany kundel trzy - wymamrotałam pod nosem, na co Liam wybuchnął śmiechem.
***
Budząc się z niechęcią spojrzałam na dzwoniący telefon "Nate".
- Hello Suko - słysząc ten charakterystyczny głos sapnęłam głośno, przykrywając głowę poduszką.
- Hello Frajerze - mruknęłam niewyraźnie, na co brunet zaśmiał się głośno - Co dusza niemyta ode mnie chce? - zapytałam niemrawo, siadając na środku łóżka. 
- Wpadaj do mnie na śniadanie Mała, masz 5 minut - powiedział szybko i nie dając mi nawet dojść do słowa rozłączył się.
- Pedał - mruknęłam do telefonu i rzucając go na poduszkę, wstałam z łóżka i zbierając po drodze jakieś ciuchy, weszłam do łazienki gdzie mniej więcej się ogarnęłam na wyjście do ludzi.
Zbiegając po schodach, założyłam na stopy białe trampki za kostkę i nie żegnając się nawet z Isabelle ( o Luku nawet nie wspomnę), ruszyłam biegiem w stronę centrum Bradford, gdzie w jednej z kamienic mieszkał ten mazgaj Nate. Dysząc jak lokomotywa dopadłam do drzwi od klatki i wbiegając po dwa stopnie na samą górę, ledwo dysząc rzuciłam się na drzwi, które pod moim naporem otworzyły się, pozwalając mi wtoczyć się do środka.
- Jak zawsze spóźniona - powiedział szatyn, wychylając swoją głowę z kuchni.
- Jak zawsze przezabawny - przewracając oczami zdjęłam buty i odstawiając je na bok, weszłam do kuchni gdzie zastałam Nathana ubranego jedynie w spodenki koszykarskie - I w pełni ubrany - puszczając mu oczko siadłam na jednym z wysokich krzeseł, które ustawione były przy mini barze.
- Gdybym nie był Homo, stwierdziłbym że mnie podrywasz - puszczając mi w locie buziaczka, powrócił do smażenia czegoś na patelni.
- Co robisz? - zapytałam zaciekawiona, próbując rozsiąść się wygodniej,
- Piosenkę piszę - parsknął sarkastycznie, odwracając się do mnie z patelnią w ręku na której była jajecznica.
- Nie zdziwiłabym się - posyłając mu szeroki uśmiech, czekałam aż przyjaciel nałoży porcję jedzenia na talerze.
- Chcesz ogórków kiszonych do tego? - zapytał ze słoikiem w ręku.
- Nie - kręcąc przecząco głową, przesiadłam się na krzesło przy małym stoliku i zaczęłam pałaszować swoją porcję.
- To nie - wzruszając ramionami szatyn wziął się za otwieranie słoika, który na przekór nie chciał się otworzyć - Kochanie no weź - mruknął cicho chłopak, głaszcząc delikatnie wieczko słoika - Wiem, że jesteś obrażony, że pragnę cię zjeść, wiem że to ci się nie podoba, ale kochanie w moim żołądeczku będzie ci wygodniej no ogóreczku kochany nie daj się prosić - słysząc przyjaciela zaczęłam chichotać pod nosem, przez co zostałam spiorunowana wzrokiem - Ostatnia próba  - wyszeptał i chwytając za zakrętkę otworzył słoik, z którego bardzo  powoli ze zwycięską miną wyciągnął ogórka, którego w spowolnionym tempie spałaszował.
- Głupek - wymamrotałam roześmiana, wycierając łezki, które pouciekały z moich oczu podczas śmiechu.
- Zamilcz kobieto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz